Pamiętny grudzień…
W grudniu 1970 r wybuchły protesty robotników w Polsce w dniach 14–22 grudnia 1970. Pracownicy Stoczni Gdańskiej im Lenina wyszli na ulicę Wały Piastowskie i zgromadzili się przed Komitetem Wojewódzkim PZPR. Doszło do starć z milicją.
15 grudnia 1970 ogłoszono strajk powszechny; przyłączyły się do niego inne gdańskie przedsiębiorstwa, robotnicy ze Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni oraz pracownicy elbląskiego Zamechu. W skład pierwszego komitetu strajkowego weszli: Zbigniew Jarosz (przewodniczący), Jerzy Górski (zastępca przewodniczącego), Stanisław Oziębło, Ryszard Podhajski, Kazimierz Szołoch, Lech Wałęsa i Zofia Zejser.
Robotnicy kontynuowali marsz i przemieszczając się pod budynek KW PZPR na wcześniej zapowiedziany wiec, napotkali oddziały MO. Władze, nie chcąc dopuścić demonstrantów pod budynek partii, podjęły decyzję o użyciu pałek i innych środków obronnych (w tym gazu łzawiącego). W efekcie doszło do walk ulicznych i starć z MO, a w końcu, późnym wieczorem 15 grudnia, do podpalenia budynku KW PZPR w Gdańsku. Ogłoszono strajk okupacyjny. Wojsko i milicja zablokowały porty i stocznie.
Protesty odbywały się również w Gdyni, Szczecinie i Elblągu. Strajk rozszerzył się na kolejne zakłady na Wybrzeżu. Stocznia Gdańska została otoczona przez wojsko. Ludzie, którzy próbowali się do stoczni zbliżyć, byli brutalnie bici. W Szczecinie telewizja poinformowała o wydarzeniach w Gdańsku. Nazwała je chuligaństwem.
Miałem wtedy 16 lat. Jechałem do szkoły, do VII Liceum Ogólnokształcącego na Oruni. Kiedy wysiadłem w Gdańsku z popularnego „modraka” (dzisiejsza SKM), żeby przesiąść się do innego pociągu oczy zaczęły mi łzawić. To rozpylony gaz. Pociągu nie było, więc poszliśmy z kolegami pod Komitet Wojewódzki.
Od tamtej chwili minęło 50 lat. Po tylu latach w pamięci pozostał mi taki obraz. Tłum robotników w brudnych kombinezonach i kaskach skanduje: „chleba, chleba, chleba”. Dwupasmowa jezdnia przed Dworcem Głównym w Gdańsku zabarykadowana leżącymi w poprzek niej tramwajami. Milicja naciera.
W pewnej chwili podeszła do nas nauczycielka z naszej szkoły. Zabrała nas ze sobą spowrotem na dworzec. Po jakimś czasie nadjechał pociąg. Znaleźliśmy się w szkole. A tam czuć było atmosferę wydarzeń. Grono nauczycielskie zastanawiało się nad tym w jaki sposób nas bezpiecznie odtransportować do domu. Komunikacja miejska nie działała. Uradzili w końcu, że grupa, która mieszka w kierunku śródmieścia i dzielnic Wrzeszcz, Oliwa będzie szła pieszo okrążając centrum miasta.
Prowadzili nas najpierw ul. Jedności Robotniczej (Trakt św. Wojciecha), a potem przez Biskupią Górkę lasami. Było już ciemno i kiedy znaleźliśmy się na górze naszym oczom ukazał się przerażający widok. Nad centrum miasta unosiła się wielka łuna, palił się budynek KW PZPR i Dworca Głównego PKP. Ulicą 3 maja wyprowadzono nas poza teren bezpośredniego zagrożenia. Potem do świąt Bożego Narodzenia nauki już nie było. Wprowadzono godzinę milicyjną. Od starszych kolegów dowiedziałem się, że w Gdańsku i Gdyni strzelano do bezbronnych ludzi ostra amunicją, że wielu zginęło. Środki przekazu jednak nic o tym nie wspominały. Od rodziców też niewiele szlo się dowiedzieć, ale od czego było Radio Wolna Europa, zagłuszane co prawda, ale stary lampowy odbiornik dawał sobie z tym radę…
Władze PZPR na wieść o wydarzeniach w Gdańsku wydały rozkaz użycia broni palnej przeciwko demonstrującym, przy czym strzały po ostrzegawczej salwie w górę zgodnie z rozkazem Gomułki miały być oddawane w nogi. Wielu milicjantów i żołnierzy (których informowano, że jadą tłumić wystąpienia „gdańskich Niemców”) strzelało na wprost, a strzały oddawane w bruk uliczny, pod nogi manifestantów, rykoszetowały i powodowały poważne rany, również śmiertelne. Nastąpiła interwencja 550 czołgów i 700 transporterów opancerzonych 8 Dywizji Zmechanizowanej. Do walki z demonstrantami ruszyło 5 tysięcy milicjantów i 27 tysięcy żołnierzy, Wybrzeże zostało spacyfikowane. Akcję tę nadzorował osobiście obecny w Trójmieście wiceminister MON Grzegorz Korczyński.
W wyniku represji w grudniu 1970 zostało zabitych 41 osób: 1 w Elblągu, 6 w Gdańsku, 16 w Szczecinie i 18 w Gdyni. Ranne zostały 1164 osoby. Zatrzymano przeszło 3 tysiące osób. W wyniku starć oraz wypadków zginęło też kilku funkcjonariuszy MO oraz żołnierzy LWP, a kilkudziesięciu zostało rannych. Zniszczeniu uległo kilkanaście pojazdów wojskowych, w tym transportery BTR i czołgi. Podpalono 17 gmachów (w tym budynki Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku i Szczecinie), rozbito 220 sklepów, podpalono kilkadziesiąt samochodów.
W zupełności zgadzam się ze słowami Aleksandry Dulkiewicz wypowiedzianymi dziś w 50 rocznicę tych wydarzeń, o tym że każdy konflikt należy rozwiązywać w formie dialogu społecznego, a nie w postaci rozwiązania siłowego. Ku przestrodze rządzącym…
Marek Z.